Kaski
ogórkowe
Kask rowerowy powraca w wielkim stylu. Jak w piątek,
trzynastego lipca 2007 donosi dziennik "Metro",
resort transportu "pracuje właśnie nad przepisami, według których
mają go nosić wszyscy rowerzyści poniżej 18. roku życia
jeżdżący drogami publicznymi. Za jego brak będzie groził mandat w
wysokości do 100 zł".
Dlaczego giną rowerzyści?
Uzasadnienie według "Metro" jest następujące: "Policja
szacuje, że
tylko w ubiegłym roku wydarzyło się ponad 5,8 tys.
wypadków z udziałem cyklistów. Ponad 500 z nich zginęło, a prawie 2
tys. zostało ciężko rannych, bo - jak wskazują sami policjanci - nie
mieli kasku, który uchroniłby ich przed urazami głowy".
Otóż jest to nieprawda.
W 2006 roku rzeczywiście w Polsce zginęło na drogach dokładnie 509
rowerzystów a rannych zostało ogółem 5350. (Polska jest niechlubnym
liderem Unii Europejskiej jeśli chodzi o liczbę wypadków z udziałem
rowerzystów na 1000 mieszkańców czy 1000 pojazdów). Niestety, nikt w
Polsce nie prowadzi szczegółowych analiz tych wypadków na poziomie
województw czy kraju (choć materiał podstawowy, tzw. "fiszki
wypadków" istnieją i zalegają magazyny komend Policji). Nie wiadomo
więc ani jakiej natury są to wypadki, jakie obrażenia odniosły ofiary,
co dokładnie było przyczyną zgonu itp. itd.
Bez takich szczegółowych danych nie wiadomo, na czym dokładnie
polega problem, który ministerstwo zamierza rozwiązać. Być może na
przykład 90 procent rowerzystów ginie wskutek urazu kręgosłupa, a nie
głowy. W takim przypadku obowiązek noszenia kasku w niczym nie pomoże,
bo raczej
należałoby urzędowo nakazać rowerzystom używanie sztywnych gorsetów czy
pancerzy (tzw. "żółwików" stosowanych w ekstremalnym kolarstwie
zjazdowym).
W ten sposób nie można formułować żadnej odpowiedzialnej polityki ani
tym bardziej tworzyć przepisów. Przecież gdyby poważnie przyjąć
argumentację że "kask nie zaszkodzi a pomoże w każdym przypadku" to
obowiązek używania go należałoby w pierwszej kolejności narzucić
kierowcom i pasażerom samochodów oraz pieszym!
Brak szczegółowych analiz wypadków to ogromne
zaniedbanie. Całkowitą
odpowiedzialność za nie
ponosi ministerstwo właściwe do spraw transportu (jego nazwa na
przestrzeni lat się zmieniała) oraz Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu
Drogowego, które od 1989 roku mają w nosie 14 proc. ofiar wypadków
drogowych w Polsce - czyli rowerzystów. A teraz jedyne "rozwiązanie",
jakie te instytucje proponują, to w istocie przeniesienie
wszystkich kosztów domniemanej poprawy bezpieczeństwa na
rowerzystów - słabszych uczestników ruchu.
W przeciwieństwie do wielu europejskich krajów...
"Metro" pisze dalej, że w Polsce nie ma przymusu
zakładania kasków "w przeciwieństwie do wielu europejskich krajów".
Jest to druga nieprawda w tym tekście. Obecnie jedynym krajem
europejskim, w którym rowerzyści muszą używać kasków jest maleńka
Malta. W Finlandii co prawda też jest obowiązek używania kasków, ale...
za jego nieprzestrzeganie nie grożą żadne kary i jest to zamysł celowy,
bo nie chodzi o penalizację tylko eksperyment polegający na zachęcaniu
do jazdy w kasku. W Szwecji, Czechach, Słowenii i Islandii obowiązek
używania kasku dotyczy wyłącznie dzieci do 15 roku życia i ma to takie
uzasadnienie medyczne, że koordynacja ruchowa dzieci w tym wieku bywa
niewielka a zarazem urazy głowy w tym wieku mogą mieć duże znaczenie.
(Uwaga: prawdopodobnie w Czechach przepisy się zmieniły w 2006 roku i
kaski są obowiązkowe dla rowerzystów do 18 roku życia)
W kontekście obowiązku używania kasków rowerowych koniecznie należy
wspomnieć o Hiszpanii. W tym kraju rowerzyści od 2004 również muszą
używać kasków, ale nie dotyczy to:
- jazdy rowerem w miastach (ogólnie: terenie zabudowy)
- jazdy rowerem pod górę (sic!)
- jazdy rowerem w upale (rozporządzenie nie definiuje
upału)
- z jazdy w kaskach zwolnieni są też sportowcy kolarze.
Jak łatwo zgadnąć, rezultatem takiego potworka legslacyjnego
jest powszechne nieprzestrzeganie zawartych w nim zakazów.
Tymczasem w krajach o najwyższym poziomie bezpieczeństwa ruchu
drogowego
i najniższej wypadkowości rowerzystów (Holandia, Dania, Niemcy) kaski
rowerowe nie są obowiązkowe i wręcz należą do rzadkości. Rowerzysta w
kasku na ulicach Amsterdamu wzbudza zainteresowanie i
najprawdopodobniej jest Amerykaninem, który niedawno przyleciał z USA i
jeszcze się nie zaaklimatyzował (a w tym mieście praktycznie wszyscy
jeżdżą na rowerach, i to bez kasków). Nieco częściej - ale
nadal rzadko - spotkać można rowerzystę w kasku w Niemczech czy Danii.
Żaden z krajów o wysokim poziomie ruchu rowerowego i bezpieczeństwa
ruchu drogowego nie rozważa obecnie wprowadzenia obowiązku kasków
rowerowych.
Realny problem zamiatany pod dywan
Powyższe uwagi w zasadzie wyczerpują temat obowiązku kasków
rowerowych
w Polsce, ale skoro jest mowa o kolejnej (chyba jedenastej od
2000 roku!) nowelizacji ustawy Prawo o Ruchu Drogowym to koniecznie
trzeba zwrócić uwagę na problem od lat zamiatany pod dywan i pomijany
tak przez polityków, jak i dziennikarzy, którzy nie wiedzieć czemu
uwielbiają wierzyć na słowo ekspertom z Ministerstwa Transportu.
Otóż polskie przepisy ruchu drogowego dyskryminują rowerzystów
i jest to zdaniem niżej podpisanego jedna z przyczyn tak wysokiej
wysokiej wypadkowości rowerzystów w Polsce - bo zgodnie z tymi
przepisami prowadzone jest szkolenie kierowców i zgodnie z tymi
przepisami projektuje się drogi i ulice.
Dotyczy to zarówno oczywistych bzdur, jak i problemów natury
zasadniczej. Do bzdur należy choćby art. 24 ust. 6 ustawy Prawo o Ruchu
Drogowym ("Kierującemu pojazdem wyprzedzanym zabrania się w czasie
wyprzedzania i bezpośrednio po nim zwiększania prędkości. Kierujący
pojazdem wolnobieżnym, ciągnikiem rolniczym lub pojazdem bez silnika
[czyli właśnie rowerem] jest obowiązany zjechać jak
najbardziej na prawo i - w razie potrzeby - zatrzymać się w celu
ułatwienia wyprzedzania" - czyli rowerzysta musi zatrzymać się i
przepuścić samochód) czy art. 33 ust. 3 pkt. 1 PoRD: "Kierującemu
rowerem
lub motorowerem zabrania się jazdy po jezdni obok innego uczestnika
ruchu" - podczas gdy kierujący każdym innym pojazdem może
jechać obok rowerzysty; ta sytuacja zdarza się każdemu rowerzyście
praktycznie zawsze, kiedy wyjeżdża na ulice.
Takich przykładów w ustawie jest znacznie więcej. Niechlujność
językowa, bałaganiarstwo i niespójność ustawy Prawo o Ruchu Drogowym to
jednak nie jest sprawa najistotniejsza.
Sprzeczność polskiego prawa z Konwencją Wiedeńską o Ruchu
Drogowym
Do zasadniczych problemów należy kolizja ustawy Prawo o
Ruchu
Drogowym z Konwencją Wiedeńską o Ruchu Drogowym. PoRD nie
wyczerpuje zapisów Konwencji Wiedeńskiej o Ruchu Drogowym z 1968 roku
ratyfikowanej przez Polskę (Dz.U.88.5.40) i odbiera
rowerzystom jadącym po wydzielonych drogach rowerowych na wprost
pierwszeństwo na skrzyżowaniach wynikające z tejże Konwencji. Chodzi o
usunięty art. 27 ust. 2 PoRD, który nakazywał pojazdom zmieniającym
kierunek (skręcającym w ulice poprzeczne) ustąpienie pierwszeństwa
rowerzyście jadącemu na wprost po drodze rowerowej. Jest to sytuacja, w
której w miarę powstawania dróg rowerowych dochodzi do coraz większej
liczby bardzo groźnych wypadków.
Dyskryminacja rowerzystów polega na
tym, że są zmuszani do jazdy wielokrotnie wolniej, niż gdyby poruszali
się po jezdni na zasadach ogólnych i że są wykluczeni z ogólnej
zasady, że
pojazd zmieniający kierunek zawsze ustępuje pierwszeństwa pojazdom
poruszającym się równolegle i nie
zmieniającym kierunku.
Ministerstwo - do roboty!
Równie poważnym problemem są rozporządzenia ministra
właściwego do
spraw transportu, które regulują zasady projektowania i budowy
infrastruktury drogowej w Polsce. Zgodnie z nimi nie można budować
bezpiecznych i wygodnych dróg rowerowych a rozporządzenie Ministra
Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 r. w sprawie szczegółowych warunków
technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń
bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach
promuje wręcz wyłącznie rozwiązania uznane na świecie za niebezpieczne
dla rowerzystów i nigdzie na świecie nie stosowane -
pomijając jednocześnie wszystkie rozwiązania stanowiące obecnie klasykę
ułatwień dla rowerzystów: sprawdzone, bezpieczne i powszechnie
stosowane we wszystkich krajach "starej" Europy.
Jak widać, Ministerstwo Transportu ma co robić. Dobrze byłoby, gdyby
"ogórki" dziennikarskie zamieniły się w dłuższej perspektywie w
coś pożytecznego. Coś co realnie - a nie na sposób urojony -
poprawi bezpieczeństwo ruchu drogowego. Nawet, gdyby miało to bardzo
popsuć humory ministerialnym urzędnikom.
Marcin Hyła
Autor w grudniu 2005 roku wspólnie z dr Tadeuszem Koptą opracował na
zamówienie Minsterstwa
Transportu "Koncepcję Rozwoju Ruchu Rowerowego w Polsce", gdzie
zawarte zostały między innymi szczegółowe rekomendacje dotyczące zmian
przepisów w oparciu o Dobrą Praktykę innych krajów europejskich oraz
postulat rozpoczęcia szczegółowych analiz wypadków z udziałem
rowerzystów w Polsce.
|