Niemiecki
rynek rowerowy 2007
Niemiecki rynek rowerowy zanotował w 2007 roku wzrost o 4
procent osiągając obroty w wysokości prawie 1,7 miliarda Euro.
Najwyraźniejszy trend to aż 300 proc. wzrost sprzedaży rowerów
z wspomaganiem elektrycznym - donosi branżowy serwis Bike Europe.
Rowery elektryczne stanowiły co prawda tylko 1,5 proc. rynku.
Jednak ich ceny wahające się od 800 do aż 4000
Euro za sztukę połączone z dynamiką wzrostu sprzedaży wskazują na
wielkie długofalowe znaczenie tej niszy. A jak wyglądała reszta rynku?
Aż co trzeci sprzedawany w Niemczech w 2007 roku rower to treking.
Te rowery są u naszych sąsiadów najpopularniejsze. Na drugim miejscu są
rowery miejskie (23 proc. udziału w rynku). Rowery
górskie (MTB) to 12 proc. a rowery uterenowione (ATB,
oddzielna kategoria według niemieckiego związku producentów
rowerów) - to 11 proc. Stawkę zamykają rowery szosowe
(7,5 proc.) i dziecięce (9 procent). Średnia cena sprzedanego w
Niemczech roweru wynosiła 368 Euro.
Warto porównać rynek niemiecki z wciąż raczkującym i bardzo płytkim
rynkiem rowerowym w Polsce. Sukces rowerów elektrycznych w Niemczech
wynika przede wszystkim ze struktury demograficznej. Niemcy to
społeczeństwo starzejące się, z coraz liczniejszą grupą emerytów. Osoby
starsze nie chcą porzucać roweru ale z oczywistych powodów miewają
problemy na przykład z podjazdem pod strome wzniesienia. Stąd rosnąca
popularność rowerów ze wspomaganiem. Napęd elektryczny jest cichy,
czysty, "ekologiczny" i łatwiejszy w obsłudze niż spalinowy.
Tu dygresja. Warto tu zauważyć, że polskie przepisy rodem z PRL-u
zupełnie nie nadążają za rozwojem rynku i technologii. Rower z
silnikiem elektrycznym to pojazd silnikowy i kierowanie nim
wymaga prawa jazdy! Popatrzmy: art. 87. ust. 3. ustawy Prawo o Ruchu
Drogowym stwierdza co następuje: Nie wymaga się uprawnienia do: 1)
kierowania rowerem, motorowerem lub pojazdem zaprzęgowym od osoby,
która ukończyła 18 lat; 2) prowadzenia kolumny pieszych, jazdy
wierzchem lub pędzenia zwierząt.
Tymczasem rower z silnikiem elektrycznym to nie jest motorower,
który ustawa definiuje jako "pojazd jednośladowy lub dwuśladowy
zaopatrzony w silnik spalinowy o pojemności skokowej
nieprzekraczającej 50 cm3, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy
do 45 km/h" ani rower - "pojazd jednośladowy lub
wielośladowy
poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem". Pozostaje nam
tylko pojazd
silnikowy: "pojazd wyposażony w silnik, z wyjątkiem motoroweru
i pojazdu szynowego"; (powyższe definicje - art. 2 ustawy PoRD).
Problem wynika stąd, że silnik elektryczny to nie jest silnik
spalinowy. Warto by tę ewidentną dziurę prawną załatać. Tym bardziej,
że
międzynarodowe organizacje normalizacyjne wprowadzają standard dla
elektrycznych silników rowerowych a rynek - jak widać - rośnie.
Druga zasadnicza różnica to ogromny udział rowerów trekingowych i
miejskich w rynku niemieckim. Rower w Niemczech traktowany jest przede
wszystkim w kategoriach użytkowych i turystycznych. Rekreacja i sport
są dużo mniej istotne. A jeśli mowa o sporcie, to wysoki udział rowerów
szosowych w rynku jest kolejną różnicą między Polską a Niemcami. W
Polsce zdaje się nadal króluje amerykański mit roweru na grubych
oponach i kołach 26 cali. Oczywiście to amerykański mit w wersji
spolonizowanej, czyli mocno zubożonej i "dostosowanej do warunków
lokalnych" bo z różnych doniesień prasowych wynika, że średni koszt
roweru sprzedawanego w Polsce nie przekracza 300 złotych.
Jakie z tego płyną wnioski? Ano takie jak z wizyty w sklepach
rowerowych. W Niemczech wybór jest znacznie większy niż w Polsce,
szczególnie jeśli chcemy jeździć rowerem turystycznie albo użytkowo.
Ale w dłuższej perspektywie polski rynek zapewne się będzie upodabniał
do niemieckiego. Oczywiście, o ile polscy policjanci nie zorientują się
w przepisach i nie zaczną ścigać "elektrorowerzystów" bez prawa jazdy
tak samo jak rowerzystów wożących (nielegalnie) dzieci w przyczepkach.
Marcin Hyła
|