Wiślana
Trasa Rowerowa
Ruszyła kampania promocyjna Wiślanej Trasy Rowerowej - a
wraz z nią jej strona
internetowa. Inicjatywa europosłanki Grażyny Staniszewskiej
staje się coraz bardziej znana. Od kilku dni na krakowskim rynku stoi
wystawa fotografii dokumentujących piękno najdłuższej polskiej rzeki.
Czy rzeczywiście niebawem w Polsce powstanie 1200 km drogi rowerowej
łączącej miejscowość Wisła na południu Polski z Krakowem, Kazimierzem
Dolnym,
Puławami, Warszawą, Toruniem i Gdańskiem?
Niektórzy - jak Maciek Zimowski, bodaj najbardziej doświadczony w
Polsce operator
turystyki rowerowej zarzucają temu pomysłowi gigantomanię.
Warto wsłuchać się w jego argumenty, bo autorskie pomysły Maćka - w drastycznym
odróżnieniu od choćby 20 tys. km "szlaków rowerowych" wymalowanych
w Polsce przez PTTK, organizacje ornitologiczne, przyrodnicze i gminy -
od dawna przynoszą konkretny dochód:
"[...] ze wszystkich tromtadrackich pomysłów ten najnowszy
najbardziej trzyma
się kupy. Rajdy na dwóch kółkach wzdłuż rzek są w krajach na zachód od
Odry rozrywką, którą uprawiają miliony. Każda ciekawa krajobrazowo
dolina w Niemczech czy Austrii ma swój "Radweg" (drogę rowerową) a
wzdłuż niej infrastrukturę: pensjonaty gotowe przyjąć rowerowych gości
na tylko jeden nocleg, firmy transportujące bagaż itp. Polska pod tym
względem jest daleko odstającym kopciuszkiem. Wisła jest przyrodniczą
perełką Europy i nigdy dość nagłaśniania jej
unikalnych walorów. Niestety, mój kategoryczny sprzeciw i niesmak budzi
nadużywanie argumentów biznesowo-turystycznych [...]".
Mimo popartego konkretnymi argumentami (polecam doczytać
resztę!) sprzeciwu Maćka wydaje się że Wiślana Trasa Rowerowa
ma sens - tak samo jak sens ma Trasa Rowerowa Polski Egzotycznej
(nie mylić ze słynną okołorządową i hołubioną w mediach "autostradą
rowerową" przez województwa wschodniej i północnej Polski!). Drogi
rowerowej biegnącej przez całą Polskę z pewnością szybko się nie
doczekamy. Przyczną mogą być choćby koszty (przy cenach z 2008 roku
1200 km samych dróg rowerowych to co najmniej 360 milionów złotych,
bez licznych inwestycji które znacznie podrożą koszty - np. remontów
wałów przeciwpowodziowych czy budowy kładek i przepustów. Bardziej
realna kwota moim zdaniem waha się między 0,5 i 1 miliardem złotych
i to całkowicie pomijając remont obwałowań. Drugi, ważniejszy
problem jest instytucjonalny. W projekcie muszą uczestniczyć różne
instytucje - od Urzędów Marszałkowskich przez Regionalne Zarządy
Gospodarki Wodnej po PKP i Lasy Państwowe oraz gminy.
Przeszkód jak widać jest sporo, ale warto, żeby powstały - i to jak
najszybciej - wysokiej jakości drogi rowerowe na koronie wałów
przeciwpowodziowych umożliwiające wjazd rowerem do centrów
większych nadwiślańskich miast. Warto też, aby powstały inne
ułatwienia rozwiązujące inne "wąskie gardła" dla ruchu
rowerowego. Czy to turystycznego, czy rekreacyjnego. Szyld "Wiślanej Trasy
Rowerowej" może tu być wielce pomocny i dlatego uważam, że
koncepcję Wiślanej Trasy Rowerowej należy popierać.
Dobry przykład istnieje w Krakowie. Chodzi o tzw. "trasę tyniecką" (na
lewym brzegu powstaje też "trasa bielańska"). Choć wciąż
nieukończona to umożliwia nie tylko rekreację weekendową i wyjazdy
rowerem za miasto ale ułatwia nielicznym na razie śmiałkom długodystansową
turystykę rowerową. Dzięki "Trasie Tynieckiej" i jej powiązaniu z
układem miejskich tras rowerowych, Kraków będzie bodaj pierwszym dużym
miastem w Polsce, spoza granic którego na rowerze będzie można dojechać
prosto na dworzec główny całkowicie poza ruchem samochodowym! To samo
bardzo by się przydało Warszawie a także Toruniowi czy wielu innym
miejscowościom. Nie tylko nad Wisłą.
Kolejna sprawa, na którą warto zwrócić uwagę w kontekście Wiślanej
Trasy Rowerowej to kładki i mosty - zarówno w miastach jak i
poza nimi. Bardzo często mosty w śladzie dróg o ogromnym natężeniu
ruchu nie przewidują żadnych ułatwień dla rowerzystów, a ewentualne
objazdy sięgają kilkudziesięciu (jeśli nie -set!) kilometrów. To się
powinno zmienić. Znowu dobry przykład pochodzi z Krakowa. Tutejsza
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad kończy budowę najdłuższej
w Polsce kładki rowerowej wzdłuż remontowanego mostu w ciągu autostrady
A4 na stopniu wodnym "Kościuszko". Każdy budowany na Wiśle most
powinien mieć ułatwienia dla rowerzystów - czy to w formie osobnej
kładki, czy łatwo dostępnych ciągów rowerowych wzdłuż jezdni.
I wreszcie ostatnia sprawa: czy koniecznie musimy budować drogi
rowerowe na całej długości Wisły? Z pewnością rowerowa turystyka
długodystansowa wymaga dobrej nawierzchni bitumicznej.
Propozycje pędzenia rowerowych turystów po błocie i wertepach są
koszmarnym dyletanctwem. Ale w tym celu często odpowiednie i wystarczające
są istniejące lokalne drogi, które już mają nawierzchnię
bitumiczną lub niebawem zostaną w nią wyposażone w ramach zupełnie
innych niż Wiślana Trasa Rowerowa inwestycji. Drogi rowerowe na
koronie wałów z pewnością są wskazane w wielu miejscach, zwłaszcza tam,
gdzie rowerzystom można zaoferować piękne widoki lub gdzie na
drogach obok wałów ruch samochodowy jest zbyt uciążliwy. Jednak
postulowane 1500 km dróg rowerowych to chyba przesada. Tym bardziej, że
wały przeciwpowodziowe często meandrują i przebieg istniejącymi drogami
wzdłuż nich niekiedy jest prostszy i szybszy.
Stąd wydaje się, że należałoby przede wszystkim dokładnie zinwentaryzować
potrzeby inwestycyjne, w tym niezbędne odcinki nowych dróg -
rowerowych i lokalnych, zbadać możliwości ich finansowania z różnych
źródeł i wprowadzić Wiślaną Trasę Rowerową do systemu planistycznego na
poziomie województw i gmin. A potem projekt konsekwentnie realizować -
na przykład przy okazji wzmacniania obwałowań przeciwpowodziowych,
budowy nowych mostów lub w ramach jeszcze innych zadań. Ale to wymagać
będzie bardzo szczegółowego planowania, skutecznego zarządzania i
współpracy na poziomie jakiego Wisła jeszcze nie widziała.
No ale może jednak już czas, żeby zobaczyła.
Marcin Hyła
PS. Nie mogę się oprzeć pokusie wrzucenia kamyczka
praktycznego. Jechałem w lipcu tego roku Wiślaną Trasą Rowerową
wyznakowaną między Skawiną a Oświęcimiem. Niestety, daje się we znaki
tradycyjnie fatalny standard znakarski. Tabliczki szlaku są ledwo
widoczne, często umieszczane jak gdyby nigdy nic po lewej stronie
drogi i pięć metrów od niej (jak się domyślam - "bo inaczej się nie
da"). Ponieważ są nieodblaskowe, o zmierzchu łatwo je przeoczyć.
Zgubiłem się kilkakrotnie. W drugą stronę trasa jest wyznakowana jakby
nieco lepiej, ale problem pozostaje. Turystyka rowerowa to nie jest
survival ani bieg na orientację. Komuś wyraźnie pomyliły się dyscypliny
i czas żeby wysnuł z tej pomyłki wnioski.
|