Dlaczego
"zielona strzałka" jest be
Interpelacja
posła Platformy
Obywatelskiej Łukasza
Gibały dotycząca szczegółów nowelizacji
rozporządzenia Ministra Transportu w sprawie sprawie szczegółowych
warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń
bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach z
dnia 3 lipca 2003 roku (Dz.U. Nr 220, poz. 2181) i doniesienia
prasowe o niej stała się przyczyną "flame wars" na różnych forach
internetowych. Warto zwrócić uwagę, o co tak naprawdę chodzi.
Po pierwsze: obecny (25.02.2008) stan prawny jest taki, że
obowiązuje rozporządzenie ministra właściwego do spraw transportu
eliminujące "zielone strzałki" z polskich ulic do 31.12.2008. Jesienią
2007 roku, najprawdopodobniej jeszcze za rządów Prawa i Sprawiedliwości
w Ministerstwie
właściwym do spraw transportu zaczęły się prace nad nowelizacją, która
miała przedłużyć stosowanie strzałki w nieskończoność. Uzasadnieniem
tej noweli jest... "brak badań w kierunku bezpieczeństwa pieszych".
To kompromitacja systemu tworzenia prawa w Polsce. W istocie
uzasadnieniem jest ignorancja ekspertów zatrudnionych przez
Ministerstwo. Może taniej będzie zatrudnić w ministerstwie wróżkę?
Co najważniejsze, Ministerstwo w ogóle pominęło kluczowy w tej sytuacji
problem kolizji ruchu dopuszczonego "zieloną strzałką" z ruchem
rowerowym na przejazdach rowerowych. Wytłumaczenie jest proste: dla
Ministerstwa rowerzyści nie istnieją. Jak na 14 procent ofiar
śmiertelnych wypadków drogowych w Polsce (smutny rekord Unii
Europejskiej przy niskim udziale rowerów w ruchu) to niezbyt
profesjonalne posunięcie.
Po drugie: "zielona strzałka" dyskryminuje rowerzystów i
naraża ich na niebezpieczeństwo. Rowerzysta zbliżając się do przejazdu
rowerowego i mając zielone w sygnalizatorze S-6 w istocie wcale nie ma
zielonego światła (choć przepisy mówią, że ma z wszystkimi tego
konsekwencjami) tylko nie wiadomo jaki sygnał. Rowerzysta nie
widzi bowiem, czy kierujący samochodem na ulicy poprzecznej nie ma
właśnie "zielonej strzałki" i czy w związaku z tym nie zamierza
wyjechać, zajeżdżając rowerzyście drogę. Kierujący samochodami nie mają
takich dylematów: zielone na skrzyżowaniu to zielone i raczej nikt nie
przetnie drogi wyjeżdżając na czerwonym.
Naszym postulatem jest aby zielone światło zawsze znaczyło zielone
światło. Dla każdego rodzaju pojazdów. Żądamy po prostu tego, co jest
oczywistością we wszystkich krajach cywilizowanych.
Po trzecie: "zielona strzałka" wymaga od kierowcy
zatrzymania się przed nią i ruszenia dopiero wtedy, kiedy nie utrudni
to ruchu innym użytkownikom dróg. Ten wymóg jest fikcją. Obserwacja
dowolnego skrzyżowania z "zieloną strzałką" daje liczne dowody, że 90
proc. samochodów zatrzymuje się nie przed sygnalizatorem, tylko na
krawedzi skrzyżowania już za przejściem dla pieszych i ewentualnym
przejazdem rowerowym. W ten sposób tarasują przejazd rowerzystom i
uniemożliwiają im przejazd, a bardzo często - wymuszają na nich
pierwszeństwo. W dodatku naturalnym odruchem kierowcy w tej sytuacji
jest patrzyć się w lewo na nadjeżdżające na swoim zielonym
samochody. W ten sposób nie widzą zbliżających się na zielonym świetle
rowerzystów, zwłaszcza z prawej strony.
"Zielona strzałka" nie tylko dyskryminuje rowerzystów, ale demoralizuje
kierowców i wyrabia w nich niebezpieczne nawyki.
Po czwarte: problem będzie narastał. W Polsce jest w
porównaniu do krajów rozwiniętych bardzo mało dróg rowerowych. Ma być
ich więcej. Na przykład Program
Operacyjny Rozwoju Polski Wschodniej przewiduje na ten cel 50
milionów euro. Tymczasem statystyki są nieubłagane: w miastach
najwięcej wypadków z udziałem rowerzystów zdarza się na ulicach z
drogami rowerowymi. Które zamiast bezpieczeństwo poprawiać - w istocie
je pogarszają. Między innymi przez rozwiązania takie, jak zielona
strzałka na skrzyżowaniach.
Czy Polskę stać na wprowadzanie przepisów, które spowodują, że 50
milionów euro zostanie wydane na rozwiązania, które pogorszą
bezpieczeństwo ruchu?
Po piąte: "zielona strzałka" jest ewenementem na skalę
światową. Tego "usprawnienia" ruchu drogowego nie stosuje się niemal
nigdzie na świecie. Bo jest niebezpieczne a wbrew obiegowym opiniom nie
ma wpływu na ruch samochodowy. Nie zmniejsza liczby pojazdów na danym
odcinku drogi i co najwyżej przenosi punkt kumulacji ruchu na sąsiednie
skrzyżowanie. W Niemczech, gdzie jest stosowana eksperymentalnie (i
bardzo rzadko!) prawo o ruchu drogowym nieporównywalnie lepiej chroni
słabszych uczestników ruchu (pieszych, rowerzystów) a dyscyplina
kierowców jest znacznie wyższa niż w Polsce.
Polski wkład w światowe drogownictwo to brak autostrad, dziury w
jezdniach, brak obwodnic, przepisy ruchu drogowego rodem z Azji lub
byłych republik radzieckich i zielona strzałka. To różne twarze
tego samego problemu.
Po szóste: możliwe jest proste, kompromisowe rozwiązanie. Ministerstwo Infrastruktury
powinno wprowadzić moratorium na stosowanie "zielonej strzałki", zlecić
badania na temat bezpieczeństwa a najlepiej - po prostu zakazać w
rozporządzeniu stosowanie jej na skrzyżowaniach z przejazdami
rowerowymi. Można się zastanawiać nad dopuszczalnością "zielonej
strzałki" w sytuacjach, kiedy na drodze nie ma ruchu pieszych i
rowerzystów.
Ale do tego Ministerstwo Infrastruktury musi zacząć dialog z grupą
użytkowników dróg, która dotąd była dyskryminowana w sposób
niespotykany w krajach Unii Europejskiej i - delikatnie mówiąc -
lekceważona. Interpelacja posła Łukasza Gibały właśnie do tego
prowadzi. Czekamy na odpowiedź Ministerstwa. Nawiasem mówiąc, na pismo Miast
dla rowerów w tej sprawie z początku stycznia minister
nie odpowiedział do dzisiaj.
Marcin Hyła
|