Rowerem w deszczu

Wcześniej czy później każdego rowerzystę w drodze złapie deszcz. Oczywiście inaczej moknie się, wracając z weekendowej wycieczki czy popołudniowego wyczynowego wypadu pod miasto, a inaczej, kiedy rowerem jedziemy do pracy czy na zajęcia na uczelni. Chodzenie cały dzień w wilgotnych ubraniach nie jest ani przyjemne, ani zdrowe. Ale na rowerze wcale nie musimy moknąć! Sprytni rowerzyści dawno wymyślili kilka prostych patentów, dzięki którym największą ulewę na rowerze można przebyć moknąc mniej, niż na przykład pod parasolem na piechotę.

Błotniki to podstawa

W deszczu na rowerze możemy zmoknąć nie tylko od góry, ale i od dołu - koła roweru rozpryskują kałuże i jeśli rower nie ma błotników, to rowerzysta będzie miał mokre i zabłocone plecy, krzyże, siedzenie, oraz wewnętrzną stronę ud i buty. Dlatego warto do jazdy po mieście założyć pełne (osłaniające jak najwiekszą część koła) błotniki. W polskich sklepach rowerowych dostępne są na przykład plastikowe, aluminizowane błotniki, mocowane w kilku punktach przy pomocy charakterystycznych drutów. Są bardzo lekkie, a w normalnych warunkach eksploatacji w mieście - są praktycznie niezniszczalne. Można je uzupełnić wyciętym na przykład ze starej dętki samochodowej trójkątem, przymocowanym do spodu przedniego błotnika. Taki chlapacz skutecznie zapobiegnie pomoczeniu butów podczas przejazdów przez kałuże.

W ten sposób zabezpieczamy się przed przemoczeniem od spodu. Warto też myśleć o tym, aby kiedy zostawimy gdzieś rower na ulicy, nie zamokło mu siodełko. W tym celu najlepiej jest po prostu owinąć je zużytym workiem foliowym - np. takim, do jakiego pakuje się towary w sklepie. Kiedy zechcemy skorzystać z roweru, po prostu zdejmujemy z suchego siodełka ochronną warstwę folii.

Deszcz testem naszego roweru

W deszczu wychodzi na jaw jakość wielu zasadniczych elemetów naszego roweru: przede wszystkim hamulców i dynamo. Bardzo często okazuje się, że po zamoczeniu po prostu w ogóle nie działają. Dlatego warto do jazdy miejskiej korzystać z komponentów odpornych na warunki atmosferyczne. Na przykład zwykła kontra (torpedo) w deszczu sprawuje się tak samo, jak w każdych innych warunkach, podczas gdy najbardziej rozpowszechnione hamulce zewnętrzne ("cantilevery" czy "V-brakes") potrafią dramatycznie zawieść użytkownika z powodu warstewki wody między klockami hamulców a boczną ścianą obręczy koła: hamulce po prostu ślizgają się - tak samo jak ślizga się po mokrej ścianie opony dynamo.

Odporna na deszcz jest zwykła kontra i inne hamulce nożne używane w przerzutkach planetarnych (wewnętrznych) czy droższe hamulce bębnowe. Podobnie jest w przypadku wewnętrznego dynamo w piaście: działa ono bez względu na warunki atmosferyczne. Warto przy okazji zauważyc, że wszelkie przeznaczone głównie do jazdy w mieście komponenty "wewnętrzne" (przerzutki, hamulce, dynamo) są bardziej odporne na korozję i zużycie spowodowane warunkami atmosferycznymi niż najbardziej rozpowszechnione analogiczne części zewnętrzne.

Kiedy jesteśmy pewni, że deszcz nie zagrozi bezpieczeństwu naszej jazdy po mieście i hamulce oraz oświetlenie roweru będą zawsze sprawne, trzeba zastanowić się nad wygodą jazdy w deszczu, czyli ubiorem przeciwdeszczowym.

Peleryna czy sztormiak?

Istnieje kilka praktycznych sposobów ochrony przed deszczem. Możemy na przykład kupić zwykły żeglarski sztormiak i używać go jako rowerej kurtki przeciwdeszczowej. Zaletę takiego rozwiązania jest stosunkowo niska cena, swoboda ruchów, całkowita nieprzemakalność i często jaskrawożółty kolor, zwracający uwagę kierowców w warunkach pogorszonej deszczem widoczności. Wadą jest całkowita nieprzepuszczalność powietrza i najczęściej brak jakiejkolwiek wentylacji. Sztormiak ogranicza też rowerzystę co do wyboru podstawowej kurtki, którą może ubrać: kurtka ta nie może być za duża, bo w przeciwnym razie po prostu rowerzysta nie zmieści się do sztormiaka. Sztormiak zajmuje też sporo miejsca w plecaku czy torbie.
 
Powyższych wad pozbawiona jest peleryna rowerowa. Występuje kilka modeli takich peleryn - najczęściej spotykane modele to "dzwon" oraz prostokątne, wycięte po bokach ponczo (producentem takiego modelu jest na przykład holenderska firma Anuy - fotografia obok). "Dzwony" chronią przed deszczem także ramiona rowerzysty z boku, ale narażają go na boczne podmuchy wiatru. W przypadku niektórych typów rowerów ich użycie bywa bardzo trudne - naciągnięty na siłę na kierownicę (zwłaszcza szerokie kierownice rowerów górskich) "dzwon" zdecydowanie utrudnia manewrowanie, co może się skończyć bardzo źle!

Otwarte z boków prostokątne ponczo jest bardziej przewiewne; można je bezpiecznie używać na każdym rowerze i nakładać praktycznie na każdy rodzaj ubrania: kurtkę, sweter, a nawet gruby płaszcz. Wielką zaletą wycięcia z boku ponczo jest nieograniczona praktycznie swoboda ruchów - a zwłaszcza możliwość czytelnego sygnalizowania zamiaru skrętu, co jest bardzo istotne zwłaszcza w przypadku skrętu lewo. Ponieważ podczas jazdy rowerzysta narażony jest na moknięcie głównie z przodu, boczne wycięcie nie grozi w praktyce znaczącym przemoczeniem rękawów.


  Ponczo wycięte po bokach jest tanim, prostym i skutecznym
zabezpieczeniem przed deszczem.

Zaletą wszystkich peleryn jest to, że chronią przed deszczem - przynajmniej częściowo, od kolan w górę - także nogi rowerzysty. Są stosunkow tanie (prezentowany na zdjeciu powyżej model kosztuje w Holandii równowartość ok. 40 PLN) i zajmują niewiele miejsca w plecaku czy torbie. Wadą zaś jest duży opór aerodynamiczny - w przypadku "dzwonu" dotyczy to także podmuchów bocznych. Dlatego peleryna bardziej nadaje się do niezbyt agresywnej jazdy w mieście. W przypadku dłuższych wycieczek odbywanych bez względu na pogodę należy rozważyć zakup bardziej profesjonalnej odzieży przeciwdeszczowej.

Gore-tex i inne tkaniny oddychające

W znacznym stopniu pozbawione wad sztormiaków (nieprzepuszczalności) i peleryn (opór aerodynamiczny) są przeciwdeszczowe kurtki (a także spodnie, buty i całe kombinezony), wykonane z zaawansowanych technologicznie wodoodpornych materiałów o właściwościach "oddychających". Pozwalają one poruszać się swobodnie w niekorzystnych warunkach atmosferycznych i jednocześnie w dużej mierze ograniczają pocenie się, odprowadzając wilgoć na zewnątrz. Warto jednak pamiętać, że "cudowne" właściwości wielu reklamowanych jako "oddychające" tkanin mogą w praktyce mocno rozczarować.

W miarę sprawdzalną gwarancję wodoszczelności przy jednocześnie zauważalnych walorach "oddychania" prawdopodobnie gwarantuje wyłącznie najdroższa z tych tkanin - Gore-Tex. Ale nawet ten super-materiał spisuje się poprawnie w zasadzie w niewielkim zakresie temperatur (na oko poniżej 15 stopni Celsjusza). Poza tym sprawność "oddychalności" zależy od konkretnych cech fizjologicznych indywidualnego użytkownika. Bardzo sensowną - i to nie tylko na rower - inwestycją mogą być za to lekkie, nieprzemakalne buty z wkładką z oddychającej membrany goretexowej.

Zdecydowanie największą wadą odzieży z Gore-Texu jest cena. Za dobrej jakości kurtkę zapłacimy prawdopodobnie aż tyle, co za przyzwoity rower. Do tego dochodzi zakup dość kosztownej odzieży współpracującej z Gore-Texem: kurtki i bluzy z tkaniny "polartec" czy "fleece" (popularny "polar") oraz przeciwpotnej bielizny z tworzywa Rhovyl-on. Zwykła bawełna czy wełna niweczy bowiem "oddychające" właściwości tych "kosmicznych" tkanin. Zaletą drogiej odzieży gore-texowej jest wysoka jakość: bez względu na markę producenta zazwyczaj nie ma mowy o rozłażących się szwach czy prujących kieszeniach. Kurtki z tych tworzyw są lekkie i zajmują mało miejsca. Warto pamiętać, aby na biwaku w kurtce czy butach z gore-texu nie siadać na przykład zbyt blisko ogniska: materiał może się stopić.

Uwaga na kałuże i liście

Nigdy nie wiadomo, jak głęboka jest kałuża i co czai się na jej dnie. Dlatego - zwłaszcza jadąc szybko - nie przecinaj kałuż, tylko zawsze staraj się je ominąć! Jeśli jest to niemożliwe, zwolnij i przejedź kałużę z prędkością pieszego. Może się zdarzyć, że przejeżdżając przez niewinnie wyglądającą kałużę zakleszczysz koło w jakiejś ukrytej w mętnej wodzie szparze i dojdzie do groźnego upadku. Możesz też mocno uszkodzić rower.

Podczas deszczu trzeba bardzo uważać na nawierzchnię - mieszanka kurzu i pierwszych kropel deszczu potrafi być zdradliwie śliska, podobnie niebezpieczne są w jesieni leżące na ziemi mokre liście. Bardzo zdradliwe w deszczu są szyny tramwajowe: należy je przejeżdżać bardzo ostrożnie, pod dużym kątem (co najmniej 20-30 stopni), oraz kostka brukowa, zwłaszcza spotykane gdzieniegdzie kocie łby.

W deszczu często znacznie pogarsza się nasza obserwacja sytuacji na drodze. Zwłaszcza dotyczy to osób noszących okulary korekcyjne. Przez zapadane (a często również zaparowane) szkła niewiele widać. W pewnym stopniu pomóc może tu czapka (lub kaptur) z dużym daszkiem, chroniącym przed padającym na twarz deszczem. Poza tym mokry asfalt jest ciemny i dużo gorzej widać na nim wszelkie nierówności - zwłaszcza w nocy.

Wszystko to powoduje, że że w trudnych warunkach atmosferycznych możemy koncentrować uwagę tylko na tym, co znajduje się na drodze przed rowerem i nieświadomie zapominać na przykład o innych znajdujących sie na drodze pojazdach. Dlatego, nawet jeśli jesteśmy dobrze zabezpieczeni przed deszczem, warto czasem - zwłaszcza w przypadku potężnej ulewy - po prostu zsiąść z roweru i przeczekać nawałnicę pod jakimś zadaszeniem.

Barwy ochronne

W deszczu (oraz mgle) znacznie pogarsza się widoczność. Kierowcy mogą po prostu nie dostrzec rowerzysty w strugach deszczu przez mokre szyby samochodu - zwłaszcza jeśli jest on ubrany w ciemne, zlewające się z otoczeniem ubranie. Warto więc włączyć światła, założyć odblaskowe opaski i zadbać o to, żeby nasze przeciwdeszczowe ubranie było możliwie jaskrawe - najlepiej w żółtym, doskonale rzucającym się w oczy kolorze.
 



Powrót na górę strony