Sojusz
wilka i myśliwego
Urząd
Miasta Stołecznego Warszawy wspólnie z szeregiem
instytucji takich jak m.in. Instytut Transportu Samochodowego, Polski
Związek Motorowy czy Automobilklub Polski postanowił zaproponować
własne zmiany w przepisach ruchu drogowego. Szereg postulatów
należy
uznać za bardzo słuszne. Niemniej, tradycyjnie wiedza krajowych
"ekspertów" kończy
się tam, gdzie zaczyna się mowa o rowerzystach. Warto się temu
przyjrzeć, bo inicjatywa jest bardzo symptomatyczna.
Są dwie podstawy tworzenia dobrego prawa:
- dogłębna analiza problemu
- porównanie z przepisami innych krajów
W pierwszym przypadku oznacza to dokładną analizę wypadków z
udziałem rowerzystów, analizę ich zachowań a także zebranie opinii i
uwag samych zainteresowanych. Tak się robi wszędzie w cywilizowanych
krajach. W drugim przypadku należy sprawdzić, jak wyglądają analogiczne
przepisy w innych krajach. W tym także (albo raczej zwłaszcza)
tam, gdzie ruch rowerowy jest duży a bezpieczeństwo
rowerzystów jako niechronionych uczestników ruchu wysokie.
Jako autor Programu Rozwoju Ruchu Rowerowego w Polsce
przygotowanego na zlecenie Ministerstwa Infrastruktury w 2005
roku wiem, że w Polsce nie ma dostępnych żadnych wyników badań,
które
by mówiły cokolwiek na temat przyczyn wypadków z udziałem
rowerzystów w skali całej Polski. Nie wiadomo czy to były głównie
zderzenia boczne,
czołowe, najechania, czy zdarzyły się na łuku czy na odcinku prostym, w
ciągu dnia czy
nocy, w jakiej pogodzie itp. Nie wiadomo też nic na temat urazów,
jakie odnoszą rowerzyści: czy to były złamania podudzia, urazy
kręgosłupa czy czaszki, jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu itp.
Dlatego należy być niezwykle ostrożnym w formułowaniu
propozycji zmian przepisów na tej nieistniejącej podstawie.
Postulaty zgłaszane przez Urząd Miasta Stołecznego
Warszawy et consortes dotyczące rowerzystów bardzo daleko przekraczają
granicę ostrożności.
O tym więcej za chwilę.
Również drugi postulat zasad dobrego tworzenia
prawa nie jest spełniony. Pomysły Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy
dotyczące
rowerzystów są egzotyczne i nie mają żadnego odpowiednika w
obowiązujących obecnie przepisach
innych krajów. Będzie to widoczne niebawem: Biuro Analiz Sejmowych na
zlecenie posła Łukasza
Gibały przygotowuje ekspertyzę na temat przepisów
obowiązujących rowerzystów w innych krajach UE. Nie spodziewam się,
żeby wykryło coś o czym Miasta dla Rowerów nie wiedzą - ale zobaczymy.
Przechodząc do meritum. Clou rowerowych propozycji Urzędu
Miasta
Stołecznego Warszawy jest następujące: nakazać
rowerzystom używanie odblaskowych kamizelek. Ma to rozwiązać problemy
bezpieczeństwa. Ale chociażby analiza
wypadków z udziałem rowerzystów, które zdarzyły się w Warszawie w
latach
2004-2006 wskazuje jednoznacznie, że w warunkach gorszej
widoczności (noc, zmierzch, świt) zdarzyło się raptem 18 proc.
wypadków w których uczestniczyli rowerzyści. Ogromna większość ma
miejsce w dzień, przy znakomitej
widoczności. Czyli propozycja Urzędu Miasta Warszawy rozwiązuje
nieistniejący problem. I to kosztem samych zainteresowanych. Bo
przecież to
nie Państwo kupi im te kamizelki tylko oni sami będą musieli wydać
swoje własne
pieniądze.
Co gorsza, propozycja ta tworzy kolejne problemy:
- na rynku są dostępne rowery sportowe, których geometria
wymusza taką pozycję rowerzysty, że odblaski na
kamizelce świecić będą w
niebo. Dotyczy to wielu rowerów górskich i szosowych;
- rowery poziome, których będzie w Polsce coraz więcej
(to naturalna kolej rzeczy - upodabniamy się do Zachodu) mają fotel,
który całkowicie zasłania plecy rowerzysty. A zatem całkowicie zasłania
także kamizelkę, w którą by ten rowerzysta miał był ubrany. Zdarzają
się też rowery całkowicie zabudowane!
- wielu rowerzystów wozi plecaki. Propozycja Urzędu
Miasta Warszawy idzie w kierunku albo zakazu noszenia plecaków przez
rowerzystów albo fikcji - bo kamizelka będzie zasłonięta przez plecak;
- przepisy dopuszczają przewożenie na rowerze dzieci w
foteliku. Znowu: wiele fotelików może całkowicie zasłonić odblaski
kamizelki, zwłaszcza jeśli rowerzysta jest niewielkiego wzrostu;
- w deszczu wielu rowerzystów używa peleryn. Propozycja
Urzędu Miasta Warszawy zmierza w praktyce do zakazu używania takich
strojów przeciwdeszczowych i używania zamiast tego kamizelek co może
bezpośrednio przełożyć się na znaczące pogorszenie bezpieczeństwa
ruchu a nie
jego poprawę (namoknięte, ciężkie od wody ubrania mogą krępować ruchy i
zdecydowanie pogarszają komfort jazdy, powodują wychłodzenie itp.).
- jakie parametry mają mieć owe kamizelki? Czy noszenie
na grzbiecie brudnej i śmierdzącej szmaty, spłowiałej od promieni UV po
paru miesiącach użytkowania i mającej już tylko ślady odblasków będzie
wystarczające w świetle prawa? Czy też rowerzysta będzie musiał co
kwartał kupować nową kamizelkę z homologacją?
Co interesujące, koalicja największych w Polsce znawców
problematyki ruchu drogowego (powtórzmy: między innymi Instytut
Transportu Samochodowego, Automobilklub Polski, Polski Związek
Motorowy) w ogóle nie widzi problemów "okołorowerowych", które my -
rowerzyści od dawna wskazujemy jako
podstawowe do rozwiązania. A jako uzasadnienie przedstawiamy
sprawdzone i obowiązujące od lat przepisy innych krajów Unii
Europejskiej oraz międzynarodowe umowy, których Polska jest stroną (i z
których się nie wywiązuje).
Co gorsza, ci najwięksi w Polsce znawcy problematyki ruchu drogowego
najwyraźniej od 1989 roku nie wyzwolili się ze szpetnie komunistycznego
nawyku
polegającego na tym, że jak się przygotowuje ustawę o blondynach
(albo o rudych) to się
w ogóle nie pyta blondynów (albo rudych) o zdanie. Bo niby po co:
przecież
rządzi Partia a nie blondyni (czy rudzi). Dzisiaj to jest Polska
Zjednoczona Partia Zmotoryzowanych. Która rządzi niepodzielnie w
wszystkich instytucjach zajmujących się bezpieczeństwem ruchu drogowego
z ministerstwami włącznie.
Skoro myśliwy wspólnie z wilkiem zabrali się za bezpieczeństwo
zajączka, to zajączek ma powody do niepokoju.
Marcin Hyła
PS. Urząd Miasta Stołecznego Warszawy ma także inne, statutowe
obowiązki. Obejmują one między innymi budowę dróg i
innych ułatwień dla rowerzystów. Byłoby wskazane, żeby zajął się tym z
nieco większym zaangażowaniem niż obecnie i pogonił instytucje biorące
udział w kamizelkowiej hucpie - Zarząd Dróg Miejskich i Biuro
Drogownictwa i Komunikacji - do roboty. Bo stanowczo zbyt wiele ich
dotychczasowych "dzieł" w istocie pogarsza bezpieczeństwo rowerzystów,
o czym od lat można przeczytać w internecie.
Mimo że niekiedy noszą dumne nazwy "dróg rowerowych".
|