Co by tu jeszcze
spieprzyć, panowie
Polska z
uporem maniaka stwarza sobie coraz to nowe problemy. Małe i duże.
O dużych słyszymy codziennie, o małych wiedzą tylko zainteresowani.
Najpierw (w 2001 roku) urzędnicy ówczesnego Ministerstwa Transportu i
Gospodarki
Morskiej (obecnie
Ministerstwo Infrastruktury)
spowodowali, że polskie Prawo o Ruchu Drogowym (PORD) jest sprzeczne
z zapisem Konwencji Wiedeńskiej o
ramowych warunkach przepisów
drogowych z 1968 roku (Polska sygnowała Konwencję w 1985 roku). Chodzi
o zlikwidowany art. 27.2 w połączeniu z art. 33.4 PORD i artykuł 16
punkt 2 Konwencji Wiedeńskiej.
Rowerzyści
utracili pierwszeństwo na przejazdach rowerowych przez jezdnie
poprzeczne
do ulicy, wzdłuż której jadą po wydzielonej drodze rowerowej. Przez to
jazda po drodze rowerowej staje się wielokrotnie wolniejsza, uciążliwa
i niebezpieczna:
rowerzysta na drodze rowerowej w istocie musi się zatrzymywać na każdym
skrzyżowaniu, nawet gdy jadący obok po jezdni samochód ma stale
pierwszeństwo! Ponadto w kodeksie drogowym pojawia się nowa definicja
pojęcia "ustępowanie pierwszeństwa rowerzyście" (art. 27 punkt 1) które
ma polegać na tym,
że... nie wolno rozjechać rowerzysty, który już znajduje się na
przejeździe! Jednocześnie rowerzysta dopiero zbliżający się do
przejazdu żadnego pierwszeństwa (ani "pierwszeństwa") nie ma. Pomijając
sprzeczność z Konwencją Wiedeńską, powstaje wyjątkowo zła z prawnego
punktu widzenia sytuacja: gdy dojdzie do wypadku, nie sposób orzec, kto
jest winny.
Co gorsza, mętne zapisy PORD zachęcają kierowców
do ryzykownych zachowań, zwłaszcza skręcania w ulicę poprzeczną z
nadmierną prędkością bez zwracania
uwagi na słabszych uczestników ruchu. Złe nawyki kierowców, stymulowane
głupimi
zapisami PORD okazują się szczególnie niebezpieczne w sytuacji, kiedy
rowerzysta ma zielone światło na przejeździe rowerowym, a kierowca -
jadący po jezdni równolegle do niego - też ma zielone światło i skręca
(z nadmierną prędkością) w ulicę poprzeczną,
przecinając tor ruchu rowerzysty.
W ten sposób doszło w ostatnich latach do przynajmniej kilku wypadków
śmiertelnych.
W świetle tych zapisów Prawa o Ruchu Drogowym budowa dróg rowerowych
traci sens.
Chyba, że... projektanci będą sprytnie (acz niestety przy wyższych
kosztach inwestycyjnych) omijali niebezpieczne prawo. Na przykład
budując na wlotach w ulice poprzeczne płytowe progi spowalniające, z
wydzieloną drogą rowerową, prowadzoną grzbietem tych progów. W
ten sposób powstała wzorcowa droga rowerowa w al. Hallera w
Gdańsku (projektant: inż.
Michał Niwiński, Transprojekt Gdański) i
w ul. Monte Cassino w Krakowie.
Teraz Minister Infrastruktury wydaje rozporządzenie w
sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów
drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Choć zawiera ono wiele sensownych zapisów i wreszcie reguluje
(dzikie
dotychczas) zasady budowy progów spowalniających, to uniemożliwia
ono budowę progów spowalniających
bliżej, niż 40
metrów od skrzyżowania i 20 m od punktu końcowego łuku drogi. A przez
to wypracowana
w ostatnich latach Dobra Praktyka znana z Gdańska i Krakowa trafia do
kosza. Niemożliwa jest też budowa tzw. podniesionych tarcz skrzyżowań,
rozwiązania znanego z wielu krajów i zastosowanego w kilku przypadkach
także w Polsce.
W tym miejscu warto przypomnieć, że Ministerstwo
Infrastruktury zadeklarowało na mocy listu
intencyjnego, podpisanego w 2001 roku przez Jana
Friedberga, ówczesnego wiceministra TiGM oraz Polski Klub
Ekologiczny/Miasta dla rowerów i Gminę Gdańsk
wykorzystanie
doświadczeń Gdańskiego Projektu
Rowerowego przy
tworzeniu ogólnokrajowych przepisów i wytycznych.
Niestety, pomimo istnienia listu intencyjnego nikt
rowerzystów o nic nie pytał i żadnego doświadczenia nie wykorzystał.
Zamiast stworzyć ramy
prawne dla rozwiązywania problemu
ochrony słabszych uczestników ruchu,
minister Marek Pol jednym podpisem stworzył kolejny problem.
PS. Głównym entuzjastą zmiany
PORD skutkującej sprzecznością z Konwencją Wiedeńską był ministerialny
prawnik, pan Maciej Wroński, obecnie (marzec 2004) p.o. dyrektora Departamentu Transportu
Drogowego Ministerstwa Infrastruktury. Pan Wroński twierdził
publicznie, że wyrzucenie art. 27 punkt 2 PORD (czyli wymogu art 16
punkt 2 Konwencji Wiedeńskiej) "poprawi
bezpieczeństwo ruchu rowerowego". We wszystkich krajach, gdzie
bezpieczeństwo ruchu drogowego jest na poziomie nieporównywalnie
wyższym, niż w Polsce, podobna
ekwilibrystyka jest zbywana ironicznym uśmieszkiem.
Niestety, Polska buduje swoją pozycję majstrując po swojemu przy
problemach dawno i skutecznie rozwiązanych w innych krajach. Kto jest
autorem rozporządzenia w sprawie szczegółowych
warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń
bezpieczeństwa ruchu drogowego z 2003 roku - jeszcze nie wiadomo. Jak
się dowiemy, to damy
znać.