Krótka
historia krakowskich ścieżek rowerowych
Pierwsze
drogi rowerowe w Krakowie pojawiły się na początku lat 50-tych, kiedy
budowano Nową Hutę. Socrealistyczna stolica
przemysłu ciężkiego miała misternie zaprojektowany układ rowerowy,
którego duże fragmenty widać do dziś. Jednak najwyraźniej w latach 50
rowerzyści (o których niewiele wiadomo, a na zdjęciach z tego okresu
ich w ogóle nie widać) mieli do dyspozycji znacznie wygodniejsze,
szerokie i niemal puste ulice i ze ścieżek nie korzystali. Kiedy zaś z
czasem przybyło samochodów, zaanektowały one po prostu drogi rowerowe
na parkingi. Ten stan trwa do teraz i nowohuckie drogi rowerowe trzeba
robić od zera. Albo wręcz obok, bo zdzieranie zdewastowanej nawierzchni
może być droższe, niż budowa na trawniku, a likwidacja parkingów wcale
nie jest konieczna a może wywołać niepotrzebne
konflikty. Obok Nowej Huty, w na początku lat siedemdziesiątych odcinki
dróg rowerowych powstały wzdłuż Alei Pokoju i na Rondzie Mogilskim.
Choć zupełnie bezużyteczne i zdewastowane, to widoczne są do dziś.
Początek lat 90-tych:
w kapitalizm - bez samochodu?
Do ścieżek rowerowych Kraków wrócił w latach 90-tych. Na
początek wymalowano ścieżkę rowerową na długiej, pustej alejce wzdłuż
al. 3 Maja przy Błoniach, a następnie na bulwarze Wisły pod Wawelem.
Była to inicjatywa tyleż władz miasta, co nowych, niezależnych
środowisk. Polski Klub Ekologiczny już w 1987 roku zorganizował Dzień
bez Samochodu, kiedy to na rowerach pojawiło się kilkadziesiąt (a może
kilkaset) krakowian, z śp. Jerzym Bińczyckim, aktorem Starego Teatru na
czele. Dzień bez Samochodu był polską wersją Światowego Dnia Ochrony
Środowiska, proklamowanego przez ONZ i obchodzonego 5 czerwca. Tym
samym Polska mocno wyprzedziła świat - Europejski Dzień bez Samochodu został
ogłoszony dopiero kilka lat temu i jest obchodzony 22 września. Wskutek lobbyingu i pracy
działaczy i ekspertów Polskiego Klubu Ekologicznego (prof. Andrzej
Rudnicki, dr Tadeusz Kopta) Kraków przyjął wzorcową politykę
transportową, która zakładała między innymi budowę 355 km ścieżek
rowerowych.
W 1992 roku do działań Polskiego Klubu Ekologicznego dołączyła
Federacja Zielonych i w Krakowie zaczął się festiwal akcji rowerowych.
Środowisko FZ zasłynęło między innymi z offowych Juwenaliów i akcji
rozbijania samochodu młotem na krakowskim Rynku (1993) i rowerowym
topieniem Marzanny, a przejazdy rowerowe w ramach Dnia bez Samochodu w
połowie lat 90 przyciągały regularnie po kilkuset rowerzystów (wg.
niektórych, w porywach do tysiąca). Ulubioną trasą corocznych
przejazdów były Aleje Trzech Wieszczów.
Działania te były prowadzone w ramach Fundacji Wspierania
Inicjatyw Ekologicznych oraz Federacji Zielonych
jako projekt "Kraków miastem rowerów". Kraków był wówczas postrzegany w
Polsce jako matecznik wszelkich działań alternatywnych, ekologicznych i
rowerowych. W 1995 roku na ogólnopolskim spotkaniu w Krakowie powstała
sieć Miasta dla rowerów. W kraju, w której
od początku lat 90-tych mimo "kryzysu" sprzedaż nowych samochodów biła
co roku rekordy, a konsumpcyjny styl życia stał się niemal religią
panującą, było to wydarzenie wręcz kontrkulturowe.
Pierwsze koty za płoty
W roku 1992 oddano do użytku ścieżkę rowerową od ul. Szewskiej,
przez ul. Krupniczą, Czystą, Reymonta, Buszka, Odlewniczą, Armii
Krajowej na os. Widok. Była to pierwsza realna inwestycja rowerowa, a
nie malowanie farbą istniejącej, dostępnej dla rowerzystów asfaltowej
przestrzeni bez ruchu samochodowego. Ścieżka jednak była zaprojektowana
wadliwie, co od razu wzbudziło kontrowersje oraz burzę mózgów: jak
projektować i budować dobrej jakości drogi rowerowe. (Obecnie część tej
trasy w rejonie teatru Bagatela została rozebrana, pozostały
sygnalizatory świetlne przy całkowitym braku oznakowania; fragmenty
wzdłuż ul. Armii Krajowej są użytkowane przez rowerzystów). W 1994 roku
pojawiła się kolejna droga rowerowa, która w założeniu miała łaczyć
ścieżkę na Bulwarze Wisły z trasą wzdłuż al. 3 Maja na Błoniach i
nowopowstałą ścieżką w Reymonta oraz prowadzić równolegle do Alej III
Wieszczów w kierunku Krowodrzy.
Niestety, ta inwestycja okazała się kompletnym nieporozumieniem. Jedyny
użyteczny fragment tej trasy, to wyremontowany ale nigdy nie oznakowany
tunel pod torami kolejowymi w osi ul. Racławickiej, umożliwiający łatwy
dostęp rowerem na Azory. (Warto tu jednak zauważyć, że w ciągu ul.
Racławickiej, Mazowieckiej i Krowoderskiej wytworzył się bardzo
popularny kanał ruchu rowerowego, korzystający z umiarkowanego,
uspokojonego ruchu samochodów). Przebieg ścieżki rowerowej na ul.
Włóczków i jego nieudolne skomunikowanie z Trasą Bulwarów Wisły
wzbudził powszechną wesołość, a fakt zamykania odcinka ścieżki
biegnącego przez Akademię Górniczo - Hutniczą nocą na
klucz stał się Bareizmem Roku tygodnika Wprost. Patowa okazała się
też sytuacja w Parku Krakowskim, który ówczesna Rada Dzielnicy V
broniła przed cyklistami i ścieżką rowerową jak niepodległości.
Rowerzyści mieli rzekomo powodować wypadki i wprowadzić do zabytkowego
i szacownego Parku element niebezpieczeństwa (Park Krakowski nie jest
zabytkiem, tylko zdewastowanym zagajnikiem znajdującym się tuż obok
niebywale obciążonej ruchem al. Słowackiego i do teraz rowerzyści bez
ścieżki jeżdżą tamtędy po coraz bardziej zdezelowanych alejkach).
Wyraźne stało się, że rowery nie są żadnym priorytetem dla władz.
Półoficjalnym wytłumaczeniem był brak pieniędzy - co jednak nie do
końca było prawdą. W połowie lat 90 w Krakowie funkcjonował Zielony
Stół - rodzaj forum dyskusji między urzędnikami, lokalnymi politykami a
organizacjami pozarządowymi. Nigdy żadne "zalecenie" tego forum nie
zostało w jakiejkolwiek formie wdrożone. Próby dotarcia do polityków i
jakichkolwiek rozmów z nimi spełzły na niczym - miłe zapowiedzi bardzo
szybko były weryfikowane przez życie. W drugiej połowie lat 90-tych w
zasadzie pojawiły się tylko dwie kwestie, warte wspomnienia: próba
zdobycia środków finansowych z polskiego Programu Małych Grantów Global Environment
Facility (SGP GEF) na budowę (odbudowę) drogi rowerowej wokół Ronda
Mogilskiego oraz zaktualizowane studium tras rowerowych, opracowane na
zlecenie Urzędu Miasta przez inż. Jerzego Reisera przy współpracy
Tadeusza Kopty i Marcina Hyły.
Co
się odwlecze, to nie uciecze
Grant na Rondo Mogilskie był pierwszą przymiarką dla pozyskiwania
środków zewnętrznych na inwestycje rowerowe w mieście. W założeniu
miała to być inwestycja wzorcowa a zarazem element udrożnienia
zablokowanej (do dziś) ważnej relacji śródmiejskiej i
międzydzielnicowej. Z perspektywy lat widać niedostatki tej inicjatywy
(środki nie zostały przyznane). Już wówczas wiadomo było, że Rondo
Mogilskie zostanie przebudowane w sposób zasadniczy i jakiekolwiek
inwestycje w tym miejscu mijały się z celem, bo wszystko i tak miało
zostać rozebrane. Niestety, ta informacja nie zaistniała w dialogu
władzy i organizacji społecznych. Z kolei opracowanie inż. Reisera -
jakkolwiek bardzo potrzebne - było skutkiem pewnego nieporozumienia.
Otóż delegacja działaczy rowerowych, która złożyła wizytę ówczesnemu
wiceprezydentowi Krzysztofowi Goerlichowi, domagała się urealnienia
polityki rowerowej i stworzenia ram formalnych dla poprawy jakości
powstających dróg rowerowych. Nie padło wówczas słowo "standaryzacja"
czy priorytetyzacja, ale dokładnie o to chodziło - już wtedy. Był to
rok 1996 albo wiosna 1997.
Nie dostaliśmy grantu na Rondo Mogilskie, ale opracowanie inż. Reisera
które powstało wskutek wizyty w wiceprezydenta Goerlicha (jako
"urealnienie" polityki rowerowej miasta) zaowocowało między innymi
koncepcją tras rowerowych na Rondzie Mogilskim. Założenia tej koncepcji
zostały uwzględnione w projekcie kompleksowej przebudowy Ronda,
przygotowanym przez zespół inż. Frankowicza w roku 2000 i
najprawdopodobniej w roku 2006 Rondo Mogilskie będzie wzorcowym
przykładem rozwiązań rowerowych. Dużo, dużo lepszym niż projekt SGP GEF
z połowy lat 90. Rozczarowanie z powodu odrzucenia wniosku małego GEF
stało się przyczyną pewnej długiej rozmowy przy piwie w legendarnym
Teatrze Buckleina z Walterem Hook'iem z Institute for
Transportation and Development Policy. Temat grantów na drogi
rowerowe oraz Global Environment Facility jak się
okaże, jeszcze wróci, i to w wielkim stylu.
1997-2000:
stracone lata
Tymczasem w Krakowie dzieje się źle. Wyremontowana za wielkie
pieniądze (których brakowało na drogi rowerowe) ul. Karmelicka jest
całkowicie nieprzyjazna dla rowerzystów - mimo, że według polityki
transportowej miasta (części Planu Ogólnego Zagospodarowania
Przestrzennego) miała nią biec trasa rowerowa. Podobnie stało się w
przypadku ulicy Zwierzynieckiej. Niezadowolenie ze współpracy z
władzami Krakowa jest przyczyną powstania niezależnego komitetu
wyborczego "Zieloni", grupującego środowiska m.in. kampanii "Kraków
miastem Rowerów". Sromotnie przegrywamy wybory z wynikiem około jednego
procenta. Prężne na początku lat 90 krakowskie środowisko rowerowe i
alternatywne rozpada się, wiele osób znika z Krakowa a współpraca z
samorządem lokalnym zostaje de facto zawieszona na kołku. Przyczyn jest
więcej - ale jedną z głównych jest po prostu zniechęcienie wieloletnim
przysłowiowym "waleniem grochem o ścianę", czyli całkowitym brakiem
współpracy z samorządem.
Projekt Miasta dla rowerów -
ogólnopolski, choćby dlatego, że w Krakowie nic nie ma do roboty -
koncentruje się nad jakością infrastruktury rowerowej, promocją,
edukacją i pracami koncepcyjnymi. Powstaje polskie wydanie
holenderskiego podręcznika "Postaw na rower", najczęściej cytowanego
opracowania na temat projektowania przyjaznej dla rowerów
infrastruktury. Zbieramy informacje, zlecamy badania socjologiczne i
szkolimy ludzi z sieci. Tymczasem to, czego nie udało się w Krakowie, udaje
się pod koniec lat 90 w Gdańsku.
W grudniu 2000 roku wszystkich uczestników sieci Miasta dla rowerów
elektryzuje informacja, którą przekazał Przemek Czajkowski z UNDP: Global Environmental
Facility ogłasza nowy program operacyjny. W ramach tego programu
można finansować między innymi budowę dróg rowerowych. To prawdopodobne
dalekie pokłosie rozmów w Teatrze Buckleina w 1997 - Walter Hook był
jednym z lobbystów, pracujących nad nowym programem operacyjnym (i
zapewne bez tych rozmów myślał kategoriami rowerowymi, ale miło sobie
dorobić legendę, prawda?). Tyle, że jedynym miastem w Polsce, które
jest gotowe na przyjęcie miliona dolarów - bo o takie kwoty można się
starać - jest nie Kraków, ale Gdańsk. Na wszelki wypadek prosimy
fundację Ekofundusz, który organizuje spotkanie
promocyjne 11 Programu Operacyjnego GEF o zaproszenie władz Krakowa.
Nikt jednak nie odpowiada na list polecony. Nie ma czasu na Kraków,
zabieramy się za Gdański. Na rezultaty nie trzeba długo czekać: W maju
2001 roku Gdańsk otrzymuje grant 1 mln dolarów na
drogi rowerowe.
21
wiek - wracamy do gry!
Wtedy do gry wchodzi prasa. Gazeta Wyborcza wyciąga sprawę -
dlaczego Kraków nie dostał 1 mln dolarów na ścieżki rowerowe? Okazuje
się, że list polecony z Ekofunduszu trafił do kosza. Jest skandal,
ale... nagle się okazuje, że to, co dotychczas było niemożliwe, staje
się rzeczywistością. Wzorem Gdańska powstaje Zespół Zadaniowy,
kierowany przez wiceprezydenta Pawła Zorskiego. Przeglądamy wszystkie
inwestycje rowerowe i nierowerowe. Jednym z pierwszych działań jest
wizyta u projektantów Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego i Ronda
Mogilskiego. Ustalenia, które tam zapadają przyniosą rezultaty dopiero
za kilka lat, ale są bardzo ważne. W budżecie miasta pojawiają się
znowu - po kilku latach nieobecności - pieniądze na drogi rowerowe. Ale
tym razem nie ilość jest ważna, ale jakość.
Powstaje pierwszy w Polsce kontrapas rowerowy w ul. Grodzkiej, a rok
później - w
ul. Kopernika, i to mimo kontrowersji. Co więcej -
kontrapas w ul. Kopernika powstaje dlatego, że w najbliższym czasie ma
rozpocząć się kompleksowa przebudowa Ronda Mogilskiego. Po przebudowie,
ulica
Kopernika będzie jedyną ulicą od strony centrum Krakowa, gdzie będzie
można się dostać z bezkolizyjnych dróg rowerowych, które powstaną w
dolnym poziomie Ronda Mogilskiego. Rzutem na
taśmę zespół zadaniowy we wrześniu 2002 roku przygotowuje i składa
wstępny wniosek o dofinansowanie podstawowego układu dróg rowerowych ze
środków Zintegrowanego
Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego Unii
Europejskiej. Kraków staje się pierwszym miastem w Polsce, które
wdrożyło procedurę Audytu Rowerowego (to decyzja dyrektora magistratu,
formalizująca dobrą praktykę, która miała miejsce niemal od początku
istnienia zespołu zadaniowego).
W wyborach samorządowych jesienią 2002 roku dwaj najpoważniejsi
kandydaci - Jan Rokita i Józef Lassota jeżdżą na rowerach, otwierają
kontrapas rowerowy w ul. Kopernika i deklarują poparcie dla
rowerzystów. Program wyborczy Jana Rokity jest wzorcowym samorządowym
programem politycznym, jeśli chodzi o komunikację rowerową.
Nieoczekiwanie wygrywa wybory prof. Jacek Majchrowski. Wiosną 2003 roku
Rada Miasta uchwala nowe Studium Kierunków i Uwarunkowań
Zagospodarowania Przestrzennego, z wzorcowymi zapisami
"okołorowerowymi" (wprowadzonymi na sesji przez radnych) a jesienią
reaktywowany zostaje zespół zadaniowy i złożony zostaje formalny
wniosek do ZPORR, wykonane zostaje studium tras rowerowych z
etapowaniem i wprowadzone mają być Standardy Projektowe i Wykonawcze
dla infrastruktury rowerowej.
Niestety, w Krakowie pod koniec lat 90-tych praktycznie przestało
istnieć silne środowisko użytkowników rowerów, zgromadzone wcześniej
wokół Federacji Zielonych, Fundacji Wspierania Inicjatyw Ekologicznych
i Polskiego Klubu Ekologicznego. Część aktywistów odeszła a część stała
się ekspertami, konsultantami w skali ogólnopolskiej. Powstają nowe
oddolne
inicjatywy rowerowe, związane ze środowiskiem anarchistów, ale nie są
jak na
razie widoczne. Zupełny brak zainteresowania działalnością społeczną
przejawia krakowski odłam popularnego "precla", co jest dziwne biorąc pod
uwagę zaangażowanie preclowiczów w innych miastach.
Trochę szkoda. Ale w sumie... na początku 2004 roku można powiedzieć,
że w Krakowie i tak prawie
wszystko już jest zrobione ;-)
Marcin Hyła